Kiedy tylko dostałem pytanie od Magdy czy zechciałbym być ich fotografem ślubnym od razu poczułem to dziwne mrowienie w całym ciele. Chociaż nie znałem jeszcze ani Magdy ani Marka, wiedziałem że będzie to wspaniały dzień. Wszystko na tle moich ukochanych gór – Karkonoszy, które mają tak silny magnes i magię, że ciągnie mnie tam przez cały rok. Szkoda jednak, że jest to taki kawałek drogi od domu.
Magdę i Marka poznałem dopiero w dniu ich ślubu. Wcześniej kontaktowaliśmy się przez Skype i wiadomości. To wszystko dzięki odległości jaka nas dzieliła. Ja w Warszawie, Oni w Dublinie. Śluby gdzie jedna osoba jest z Polski to są uroczystości bardzo ciekawe, szczególnie dla kogoś kto lubi poznawać nowe zwyczaje. Przez ostatnią dekadę w Irlandii zamieszkało dużo Polaków więc takie znajomości, które przeradzają się w miłość, nie są niczym niezwykłym, ale dla mnie tak. Każdy jeden ślub jest wielką przygodą, chociaż te śluby zagraniczne mają dodatkową nutkę tego czegoś.
Ślub kościelny odbył się w Parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Jeleniej Górze, a wesele w Chacie za Wsią w Mysłakowicach. Każdy powód do powrót w góry jest dobry, ale miłość dwóch osób to najpiękniejsza przyczyna. Magda już widziała jeden ślub, który miałem przyjemność fotografować w tych okolicach. Plener z Magdą i Markiem nie mógł odbyć się w górach ze względu na jej długą suknię, ale udaliśmy się na kolorowe jeziorka. Przyznam, że to moje małe odkrycie w tych rejonach. Chętnie bym tam wrócił.
Blisko półtora miesiąca później ponownie wróciłem w Karkonosze. Pod wpływem inspiracji postanowiłem, że samotnie przejdę trasę ze Szklarskiej Poręby do Karkonoszy. Łącznie zrobiłem około 50 kilometrów, zaliczając dwa noclegi w schroniskach. To był dobry czas na odpoczynek.
Mam gdzieś jednak w sobie nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócę w te miejsca by fotografować czyjąś miłość, a wszystko w miejscu Magda i Mark powiedzieli sobie sakramentalne tak…